Fot. Adobe Stock

Incentive First In, Last Out

MICE jest jednym z sektorów, które na skutek pandemii ucierpiały najbardziej. Organizatorzy incentive to z kolei grupa, na której kryzys odbił się najmocniej w całej branży. Perspektywy nie napawają optymizmem, dlatego konieczna jest spójna strategia i dodatkowe wsparcie ze strony władz.

 Przemysł spotkań został skutecznie unieruchomiony i mimo znoszenia kolejnych restrykcji (najnowsze przepisy zwiększające liczbę osób na konferencjach, targach, imprezach artystycznych i rozrywkowych weszły w życie 25 lipca) nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się w najbliższej przyszłości poprawić. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że spośród wszystkich gałęzi wchodzących w skład szeroko rozumianego MICE kryzys szczególnie niszczący okazał się dla organizatorów wyjazdów incentive. To oni jako pierwsi odczuli negatywne skutki związane z koronawirusem i najprawdo- podobniej jako ostatni powrócą do gry. Już pojawienie się SARS-CoV-2 w Chinach (kiedy w Europie jeszcze niewiele się o nim mówiło, a eventy, targi, konferencje i kongresy odbywały się normalnie) spowodowało falę anulacji wyjazdów motywacyjnych zaplanowanych do destynacji położonych w całej Azji. Potem było już tylko gorzej.

O skali problemu najlepiej świadczą dane zamieszczone w opublikowanym niedawno Barometrze SOIT. Aż 96 proc.  firm biorących udział w badaniu Stowarzyszenia Organizatorów Incentive Travel wskazało na zmniejszenie liczby zapytań płynących ze strony klientów. Jeżeli chodzi o liczbę przygotowywanych przez agencje podróży, w tym roku jest ich mniej aż o 73 proc., co oczywiście niesie za sobą spadek wartości całego rynku – ten szacowany jest na 68 proc. Trzeba jednak pamiętać, że są to wyniki sprzed kilku miesięcy, zatem dzisiejsze, realne spadki mogą oscylować nawet wokół 85-90 proc. (więcej na ten temat w dziale RAPORT – przyp. red.).

Wielki znak zapytania
Prawdą jest, że kulminacyjny punkt lockdown’u (przynajmniej tak się wydaje) mamy za sobą – wiele krajów otworzyło już swoje granice, powróciła też część połączeń lotniczych. Z punktu widzenia turystyki to dobra informacja. Teoretycznie. Niestety nie wpływa na powrót wyjazdów motywacyjnych. Co najwyżej, chociaż również w dużo mniejszej skali, podróżują turyści indywidualni. Firmowi i korporacyjni meeting plannerzy nie chcą organizować jakichkolwiek większych imprez nawet w kraju, a co dopiero za granicą. Powodem jest ryzyko zakażenia uczestników, ale do tego dochodzą jeszcze napięte budżety (wiele firm boryka się przecież z kryzysem), brak korzyści marketingowych i wizerunkowych związanych z organizacją incentive (w obecnej sytuacji skutek przeprowadzenia takiego projektu mógłby być wręcz odwrotny od zamierzonego), a przede wszystkim fakt, że warunki związane z przemieszczaniem się po świecie są bardzo niepewne i zmieniają się dosłownie z dnia na dzień. Nawet mając zaplanowany wylot w stosunkowo bliskim terminie, nikt nie może mieć pewności, że uda mu się dotrzeć na miejsce. Powrót pozostaje jeszcze większą niewiadomą.

O dalekich kierunkach, położonych na innych kontynentach, z niewielkimi wyjątkami, można praktycznie zapomnieć. Teoretycznie do dyspozycji pozostaje Europa, ale i tu nie jest łatwo, chociaż wiele krajów stara się przyciągnąć turystów, upraszczając jak tylko się da procedury informacyjno-sanitarne wymagane przy  przekraczaniu granic (rozmawiano o tym m.in. w trakcie webinaru SITE Live Chat: Podróże w erze COVID-19, zorganizowanego przez stowarzyszenie SITE Poland). Chorwacja, Cypr czy Grecja wprowadziły specjalne aplikacje lub formularze elektroniczne do wypełnienia przed  przyjazdem, niektóre rządy, m.in w Grecji i na Cyprze zadeklarowały poza tym, że w przypadku zachorowania na COVID-19 podczas pobytu w ich kraju, koszty kwarantanny będą scedowane na państwo, a nie na turystów. Z drugiej strony, co dobitnie pokazały ostatnie tygodnie, w związku z rosnącą liczbą zakażeń rządy sporej części państw decydują się na przywrócenie niektórych obostrzeń, co może skutecznie pokrzyżować jakiekolwiek plany wyjazdowe.

Przykładowo, władze Czarnogóry ponownie ogłosiły stan epidemii, czego konsekwencją było wprowadzenie przez Polskę zakazu połączeń lotniczych do tego kraju. Zakazy lotów zostały za to zniesione w przypadku kilku krajów pozaeuropejskich (mowa m.in. o Australii, Nowej Zelandii, Maroku, Tunezji czy Turcji), ale w większości z nich obowiązują bardzo restrykcyjne przepisy wjazdowe, przez co ich odwiedzenie nie jest możliwe lub wiąże się z załatwieniem wielu uciążliwych formalności. Do tego dochodzi problem ze znalezieniem dogodnych połączeń lotniczych. Od 1 sierpnia br. również wszystkie osoby podróżujące do Dubaju, w tym nawet pasażerowie przesiadający się w tamtejszym porcie lotniczym, muszą posiadać zaświadczenie potwierdzające ujemny wynik testu PCR w kierunku COVID-19. Dubaj to jedna z popularniejszych destynacji incentive, a także ważny port przesiadkowy dla grup podróżujących do Azji. W tym momencie nie ma to jednak większego znaczenia, ponieważ na warszawskim lotnisku w dalszym ciągu próżno szukać samolotów linii Emirates – przewoźnik nie przywrócił jeszcze odwołanych w związku z pandemią połączeń do Polski.

(...)

Michał Kalarus

Więcej w wakacyjnym (2020) numerze THINK MICE.

ZAMÓW PRENUMERATĘ