Wow factor – opcja czy konieczność?
W czasach kiedy wydarzenia MICE stały się nieodzownym narzędziem budowania wizerunku firmy, wzmacniania jej więzi z pracownikami i klientami czy osiągania konkretnych celów sprzedażowych, kluczową kwestią jest takie tworzenie imprez, by uczestnicy zapamiętali je dobrze (a nawet bardzo dobrze) i na długo. To nie lada wyzwanie.
Jak przekonują eksperci od event marketingu, obecnie cel ten da się osiągnąć nie tylko zapewniając odpowiednią oprawę gali, konferencji czy wyjazdu motywacyjnego. Liczy się również, a może przede wszystkim, dostarczanie uczestnikom pozytywnych emocji. Te wywołuje się na różne sposoby: organizując wydarzenie w urokliwym miejscu/otoczeniu, oferując znakomity catering (podczas eventu) czy interesujący program zwiedzania i rozrywki (w czasie wyjazdu integracyjnego). Można też – i jest to według specjalistów bardzo skuteczna metoda – wpleść w wydarzenie atrakcję, która wywoła u gości tzw. „efekt wow”.
Niekoniecznie lot w kosmos
Wywołać „efekt wow” oznacza zapewnić odbiorcy atrakcje, aktywności, okoliczności, które dostarczą mu radości, zaskoczą go, zainspirują czy zmotywują do działania, a przez to jeszcze mocniej zaangażują w wydarzenie. – „Wow factory” zapewniają uczestnikom unikatowe wartości i przeżycia, zazwyczaj takie, których nie byliby w stanie samodzielnie wywołać. Patrząc na nie z punktu widzenia agencji eventowej lub incentive, to coś, co daje szansę tej firmie na odróżnienie się od konkurencji. Z perspektywy klienta, jest to natomiast coś, co usprawiedliwia sens ponoszenia przez niego wydatków związanych z integracją pracowników czy motywowaniem ich do pracy – mówi Katarzyna Szełemej-Pobożniak, wiceprezes Haxel Events & Incentive i dyrektor działu Incentive.
Dodaje, że stworzenie zamkniętej listy „wow factorów” jest niemożliwe, bo u każdego człowieka co innego wywołuje pozytywne emocje. Wyzwaniem dla organizatorów wydarzeń jest zatem znalezienie takiej atrakcji, która zapewni jedyne w swoim rodzaju przeżycia wszystkim lub jak największej liczbie uczestników. W tej kwestii niemałą rolę odgrywa też budżet, jaki klient jest w stanie przeznaczyć na daną atrakcję.
– Przy dużym budżecie można zaproponować coś, co obiektywnie jest wartością unikalną, np. koktajl na Murze Chińskim, kilkudniowy rejs po Nilu wynajętym na wyłączność statkiem czy przelot balonem nad parkiem narodowym w RPA. Przy mniejszym budżecie „wow factorem” może być np. przystanek na lody o unikalnym smaku (np. zielonej herbaty w Japonii), drobny prezent nawiązujący do destynacji czy kolacja tematyczna z zachowaniem określonego dresscode'u – wymienia Katarzyna Szełemej-Pobożniak. Z obserwacji Mateusza Pietrzyka, event managera w agencji Let's Go, wynika, że wydarzenie niekoniecznie musi być unikatowe, by wywołało pozytywny efekt wśród uczestników.
– Sporo klientów, którzy powierzają nam organizację swoich eventów oczekuje, że zaproponujemy im coś wymyślnego, niesamowitego, np. lot w kosmos połączony z pokazem fajerwerków i koncertem. Po burzy mózgów okazuje się, że ta atrakcja wcale nie musi być złożona, spektakularna. Często wystarczy prosta gra czy zabawa, przy której uczestnicy się zintegrują – mówi Pietrzyk i przywołuje niedawną realizację dla 400-osobowej grupy mężczyzn z branży motoryzacyjnej. Grupa składająca się wyłącznie z mężczyzn była dla organizatora nie lada wyzwaniem. Jak się okazało występ wokalistki oraz tancerek był idealnym rozwiązaniem i niewątpliwie osiągnięto „efekt wow”. – Obiektywnie rzecz biorąc nie było to nic oryginalnego, a jednak goście bawili się super. To dowód na to, że proste rozwiązania też się sprawdzą. Wystarczy dobry pomysł – informuje Mateusz Pietrzyk.
Irena Krzyżewska
(...)
Więcej w styczniowym (2020) numerze THINK MICE
ZAMÓW PRENUMERATĘ