Fot. Materiały prasowe

Agnieszka Sołtysiak: Eventy mam we krwi


Definiuje się jako event managerka, choć od wielu lat skupia się raczej na zarządzaniu firmą. Kiedyś współtworzyła endorfinę events, dziś ze wspólniczką  Justyną Fabisiak rozwija agencję Mamy To. Dla Agnieszki Sołtysiak eventy to pasja, ale równie ważna jest równowaga pomiędzy życiem prywatnym a pracą.


Chociaż na poważnie eventami zajęła się w okolicy trzydziestki, to od zawsze angażowała się w projekty, które dziś – chociaż w mniejszej skali – można by uznać za charakterystyczne dla branży eventowej. Zaczynając od szkoły podstawowej (była przewodniczącą klasy), przez harcerstwo, po późniejsze doświadczenia zawodowe.

– Już w wieku pięciu lat lubiłam być na pierwszym planie. Jadąc z rodzicami autobusem, potrafiłam stanąć przy kierowcy i zaśpiewać piosenkę, oczekując oklasków – wspomina z uśmiechem Agnieszka. Jej pierwszym, wymarzonym jeszcze w dzieciństwie zajęciem, miała być praca w telewizji. Naturalne w charakterze prezenterki. Ta otwartość, zaangażowanie i pewność siebie przydały się naszej bohaterce później, już jako event managerce. Szczególnie, że jak podkreśla, o tym, czy jest się dobrym w tym zawodzie, decyduje konkretny zestaw cech charakteru. – Eventy są bardzo relacyjne, a ja nie potrafię funkcjonować bez relacji – mówi o sobie. – Do tego dochodzi wiara w siebie, wizjonerstwo, umiejętność działania pod wpływem stresu. Jest też ciemna strona – bycie liderem oznacza, że jest się na cenzurowanym, trzeba się więc uodpornić na słowa krytyki czy nawet potępienia – wylicza. I chociaż jej zdaniem wykształcenie jest w tej profesji istotne, to biorąc pod uwagę specyfikę branży, o sukcesie decyduje głównie doświadczenie.  

Nie od razu eventy
Pierwszą pracę Agnieszka Sołtysiak podjęła jeszcze w liceum – w weekendy w salonikach na warszawskim lotnisku Okęcie sprzedawała zagraniczne towary. Świetnie zarabiała. Po ukończeniu edukacji trafiła jako hostessa do Nutelli, a nieco później „zadomowiła” się w działach sprzedaży różnych korporacji. To ostatnie dość szybko ją jednak nudziło. Na początku wszystko wydawało się co prawda ciekawe, ale w momencie, gdy poznała już procedury, budziła się w niej potrzeba szukania nowych wyzwań. – Zdecydowanie potrzebowałam adrenaliny, zmienności, a nawet nieprzewidywalności. Brakowało mi też autorytetów, obcowania z ludźmi, którzy stanowiliby dla mnie inspirację. Chyba po prostu nie nadawałam się do korpo – tłumaczy. W momencie gdy skończyła 30 lat, wiedziała że musi coś w życiu zmienić. Trzy tygodnie później poznała Szymona Walkiewicza  – legendę w świecie marketingu, który został jej mentorem na długie lata. – Był bardzo wymagającym szefem. Płakałam przez niego, złościłam się, ale w tej branży nauczył mnie wszystkiego – przyznaje Agnieszka.  

[...]

>>POBIERZ CAŁY ARTYKUŁ

THINK MICE Luty 2025